Poniedziałek


Zaczął padać deszcz. Kierownik Janek przemknął przez tylne wejście zastawione przeładowanymi kubłami na śmieci. Wstrzymał oddech, mijając piętro, na którym rezydował Litwin Arunas. Smród był tak ogromny, że Janek z trudem powstrzymał odruch wymiotny. Wreszcie wbiegł do swojego biura. Odetchnął. Był przez chwilę bezpieczny. Odliczanie rozpoczęte na nowo. Jeszcze tylko pięć dni, siedem godzin i pięćdziesiąt pięć minut. Znowu niczym Syzyf stał u podnóża góry, by wtaczać nań głaz, który i tak na samym szczycie wymknie mu się z rąk i stoczy w dół. Usiadł na krześle i spojrzał przez okno. Po starych kamienicach jeszcze starszego miasta spływały strugi deszczu. Pojawili się pierwsi turyści z Chin okryci przeciwdeszczową folią z mapami w rękach. Na razie przyjechali tylko na zwiady, żeby wkrótce uczynić ten chylący się ku upadkowi świat sobie podległym.

Z zadumy wyrwały Janka krzyki na korytarzu. Jeden z narkomanów dostał dziś zasiłek i zdążył już z samego rana zaćpać. Po subtelnych nutach krzyku Janek zgadywał, ze krzykacz był pod wpływem valium i cracku. Dobrze. Niech wykrzyczy swą złość, niech zdrowy krzyk go ukoi i wyleczy. Przecież nic nie jest jego winą, wszystko przez kapitalizm i środowisko, w którym się wychował. Zwrócenie krzykaczowi uwagi mogłoby go tylko zestresować i osłabić motywację ku życiowej zmianie. Naskarżyłby konkurencyjnej organizacji i narobił Jankowi złej prasy. Niedobrze. A jeśli się zrani lub, co gorsza, przedawkuje i umrze? - przestraszył się kierownik Janek. Musiałby wtedy zostawać po pracy, pisać raporty, pocieszać podwładnych, nie mówiąc już o stracie drugiego śniadania, przygotowywanego codziennie dla Janka przez hotelowego kucharza. Bełkot na korytarzu jak się szybko pojawił, tak ucichł. Janek postanowił, że jeśli krzykacz przeżyje do wieczora, trzeba będzie wydelegować go do innego miejsca. Janek układał w głowie powód przeniesienia, który przedstawi z żalem, ale i z nutką nadziei, swym pracownikom i urzędowi miasta: Choć w naszym ośrodku bardzo wspaniale pomagamy, krzyczący pan zasługuje na specjalistyczną pomoc, która pozwoli mu przezwyciężyć problem narkotykowy i zacząć nowe życie jako aktywny obywatel.

Janek zadumał się melancholijnie nad ekranem komputera. Wiedział, że w końcu będzie musiał go włączyć, czytać te maile o wypadkach ostatniej nocy, porzuconych strzykawkach, bójkach i aresztowaniach oraz o usprawiedliwieniach chorobowych pracowników, którym nie chciało się dziś przyjść do pracy. Janek empatyzował z ich chorobami. Rozumiał bardzo dobrze absurd usługiwania narkomanom i alkoholikom w stadium przepoczwarzania się z istot ludzkich w człekokształtne. Jaką rolę pełnili w wielkim, nieodgadnionym boskim planie? Statystycznie tylko dziesięć procent z nich wyjdzie z nałogu. Średnio pracował będzie nad nimi sztab dwudziestu specjalistów: pracowników socjalnych, lekarzy, pielęgniarek, terapeutów.  Co z tego, że dziewięćdziesiąt procent rezydentów ośrodka już na zawsze pozostanie w stadium pośrednim i nigdy nie odzyska ludzkiej postaci. Statystyki koniec końców napawały optymizmem - jeden narkoman lub alkoholik zapewniał pracę dwudziestu osobom. I choćby za to rezydentom ośrodka należał się jako taki szacunek i cześć. Co mniej pogodne, wiedział Janek, osiemdziesiąt procent pracowników po pięciu latach pracy w zawodzie doświadczy wypalenia zawodowego, stresu i wtórnej traumy. Trzydzieści procent z nich skończy na antydepresantach i syndromie sztokholmskim - pokochają poniżenia swych prześladowców i będą recytować formułki o tym, jak uwielbiają pławić się w ich rzygach i robaczanym bełkocie.

Aby choć trochę wspomóc pracowników w ich niedorzecznej niedoli, Janek jak w konfesjonale z uwagą wysłuchiwał codziennie rano wszelkich skarg i wniosków. Dziś heroinista z pokoju nr 3 złożył wniosek o przeniesienie na inne piętro, gdyż jego sąsiad z pokoju nr 2 poeta-alkoholik zakłóca mir domowy i od samego rana recytuje przez megafon wiersze, by w okolicach południa zesikać się na korytarzu i zasnąć. Schizofrenik z pokoju nr 33 chciałby natomiast wnieść skargę na stan stołu bilardowego stojącego w świetlicy. Stół jest stary i brudny. Janek zapewnił nr 33, iż zrobi wszystko co w jego mocy, by aplikować o stół nowy i piękniejszy. Janek wyobraził sobie zdjęcie w gazecie, na którym przy nowym stole bilardowym podaje ze wzruszeniem rękę schizofrenikowi. W krótkim artykule pod zdjęciem cytowano by wypowiedź kierownika Janka - Niewątpliwież ów stół będzie miał pozytywny wpływ na zdrowie, czucie i samopoczucie naszych podopiecznych i pomoże im rozpocząć nowe życie w roli aktywnych obywateli.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Musimy się upewnić, że pacjent jest bezpieczny i jest mu wygodnie

David Hume przygląda się chłopcu i dziewczynie

Pułkownik Piotrek chce zostać opiekunem piłkarza Janusza