Posty

David Hume przygląda się chłopcu i dziewczynie

Obraz
  Na podstawie filmu "Oslo, 31 sierpnia " - Chciałabym nauczyć się rysować i narysować obraz, który wyraziłby to, kim naprawdę jestem, chciałabym podróżować, schudnąć, kupić dom na wsi, czuć się wolna, mieć wielu przyjaciół, zasadzić drzewo, nauczyć się przygotowywać doskonałe danie, zacząć kąpiele w zimnej wodzie, pływać z delfinami, przezwyciężyć wszystkie fobie i lęki, cały dzień leżeć i patrzeć się w chmury, przebiec maraton, zobaczyć coś tak pięknego, że będę o tym pamiętała do końca życia, wygrać na loterii, mieć pracę, w której czułabym się spełniona, chciałabym się z tobą zestarzeć i czuć, że jestem zawsze przez ciebie kochana. A ty ? – piękna, młoda dziewczyna z Indonezji przerwała i zapytała siedzącego naprzeciwko niej pięknego, młodego chłopca z Bułgarii. Młody, piękny chłopiec z Bułgarii uśmiechnął się, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Chwycił dziewczynę za rękę i pocałował. David Hume przyglądał się pięknej, młodej dziewczynie z Indonezji i pięknemu, młodemu chłop

Dukkha

Obraz
"Zmieni się zespół zdań najrzadszy, gdy zmienisz punkt, z którego patrzysz" Cz. Miłosz Siedziała naprzeciwko mnie i kompulsywnie mówiła, mówiła. Nie było z nią jednak prawdziwego kontaktu, śniła na jawie a ja byłem tylko częścią jej własnego snu. Jej rozbiegane oczy nie potrafiły skupić się w jednym miejscu, ciągle czegoś szukały. Opowiadała o tym jak musiała uciekać od partnera, rodziny, przyjaciół, do innego miasta, kraju. W ciągłym rozczarowaniu, nienasyceniu i braku satysfakcji. Z ciągłą nadzieją, że to, czego szuka, będzie znajdowało się w innym miejscu, w innych relacjach, przestrzeniach, grupach. Po początkowej ekscytacji, szybko się jednak rozczarowywała, rzeczy nie były takie, jakie być powinny. W złości porzucała miłości, pasje, dekoracje i uciekała w kolejne miejsce. I zaczynała bieg od nowa.  Nagle przestała mówić, zamknęła oczy i po policzku popłynęła jej łza. Czuła w tym wszystkim – wyznała - że prowadzi życie bez znaczenia, groteskowo banalne, w którym nie było

Fredie trudnym pracownikiem był

Obraz
  Fredie trudnym pracownikiem był. Codziennie przypominał, że był molestowany w dzieciństwie, dlatego teraz walczy z pedofilami i prowadzi grupy wsparcia dla ofiar molestowania. Jako jedyny zgłosił się w ośrodku do reprezentowania pracowników „Uciechy” w związkach zawodowych, tak więc co pół roku wysyłano go do Londynu na walne zgromadzenie związkowców. Fredie pobierał wówczas gażę za podróż, hotel i znikał na tydzień z pracy, domagając się za ten czas wypłaty, mimo że zgromadzenie związkowców trwało tylko dwa dni. Fredie tłumaczył, że jako reprezentant związkowy potrzebował tak naprawdę kilku dni, by odpowiednio przygotować się do zgromadzenia. Kierownictwo machało na to ręką, nie chcąc wchodzić z Frediem w kolejny konflikt. A Fredie zdenerwować się potrafił. Robił się wówczas purpurowy ze złości, krzyczał bez opamiętania, wymachiwał rękami, wygrażał się i składał skargi do zarządu głównego organizacji. Zarząd tygodniami sprawiedliwie rozpatrywał jego skargi, by w końcu je umarzać.

Centrum dowodzenia światem

Obraz
  Wchodząc do biura „Słońca”, miało się uczucie wstępowania do tajnego centrum dowodzenia planetą. Koledzy i koleżanki trenera Janka siedzieli w skupieniu przed ekranami komputerów, jakby przystępowali właśnie do najważniejszego w swym życiu egzaminu. Wnioskując z ich min, rzec by można, że czytali sekretne instrukcje ratowania lub zagłady świata. Atmosfera wzniosłości udzieliła się trenerowi Jankowi. Dziarsko wypiął pierś i z uduchowionym wyrazem twarzy pomaszerował na swe stanowisko, otwierając pracowniczego Outlooka. Pierwszy jankowy mail dotyczył jakże ważnego przypomnienia o zmianie hasła na internetowym koncie. Drugi był od samej pani dyrektor: zapraszała pracowników w piątki o 16-tej na przyjazne rozmowy online o ich marzeniach i troskach. Potem pojawił się firmowy newsletter oraz maile z HR-u i marketingu. Aż w końcu - zaproszenie na kolejne z rzędu szkolenie BHP. By sprawiać wrażenie wykonywania przełomowej dla losów świata pracy, należało być w biurze poważnym i zajętym oraz

Pułkownik Piotrek chce zostać opiekunem piłkarza Janusza

Obraz
  Piotrek chce zostać opiekunem Janusza i Wendy poprosiła Janka, żeby pomógł Piotrkowi w uzyskaniu zasiłku opiekuńczego. Wcześniej trener Janek pomógł Januszowi w uzyskaniu zasiłku z tytułu choroby alkoholowej, tak że Janusz nie musi już martwić się pracą ani opłatami za mieszkanie socjalne. Janusz twierdzi, że był kiedyś wybitnym piłkarzem polskiej ekstraklasy, jednak kontuzja zrujnowała mu karierę. Teraz, mimo wysokich zasiłków, ledwo co wiąże koniec z końcem. Wendy, co prawda, zapisała go na program darmowego alkoholu, jednak racje etanolu przydzielane Januszowi z rządowych funduszy wydają się nie wystarczające. Wendy widzi jak Janusz więdnie w oczach, gdyż cały zasiłek, zamiast na jedzenie, wydaje na alkohol. Wendy tłumaczy Januszowi, że przy jego chorobie musi przynajmniej dobrze się odżywiać. Wendy jako nauczycielka „Słońca” uczy go gotować zupę warzywną. Uczy go również angielskich słówek związanych z gotowaniem zupy. Trudno jednak, żeby Janusz skupił się na nauce angielskiego i

Paradygmat z maczetą

Obraz
  Znałem kiedyś księdza, który nie wierzył w Boga. Pozostawał jednak księdzem, bo nie miał innego pomysłu na życie. Zawsze chciał być aktorem, spełniał się więc traktując swą posługę kapłańską jako teatralny spektakl. Czasami urozmaicał swe duszpasterstwo, dorzucając do kazań cytaty z Schopenhauera i Nietzschego, oraz zapraszając do udziału w spektaklu postaci drugoplanowe – nie mających nie wspólnego z kościołem, podobnie jak on, zagubionych przyjaciół, którzy, niczym w sztuce Witkacego, asystowali mu szatańsko do mszy: jak przebrane w rytualne szaty biesy, pobrzękujące pusto dzwoneczkami. Obok teatru wielką pasją księdza było podkochiwanie się w ministrantach, dla których organizował grille przy akompaniamencie muzyki Wagnera. Ksiądz w końcu wpadł i został przeniesiony na inną parafię. Rzeczonego księdza przypominał właśnie nasz trener Janek. Był w „Słońcu” niczym ten niewierzący kapłan, jak aktor odgrywający rolę w pozbawionym dla siebie samego treści przedstawieniu. Czasami miał

Jak Janek brawurowo powrócił do biura

Obraz
  Nie żeby Janek uważał to za moralnie wątpliwe. Wręcz przeciwnie. Gombrowicz pisał przecież „Transatlantyk” podczas godzin pracy w banku. Tak i Janek podąża jego szlachetną ścieżką i pisze to w samym środku pracowniczej zmiany w biurze „Słońca”. Ma już za sobą poniedziałkowy small talk z koleżankami o pogodzie i niedzielnych wycieczkach w nieznane dookoła miasta. Teraz Janek robi sobie przez pół godziny kawę lub herbatę, by długą chwilę potem niczym pilot zasiąść w skupieniu przed kokpitem komputera i wzbić się na poziomy. Nad czym się tak Janek wzbija? Nad weekendowymi mailami od prezesostwa firmy o przezwyciężeniu Kowida i wykonywaniu jeszcze efektywniejszej pracy. Wiadomo – kryzys, wojna, nierówności, będą zwolnienia. Trzeba jednak myśleć pozytywnie, stosować się do przepisów BHP i zapobiegawczo wstąpić za jedyne 16 funtów miesięcznie do związków zawodowych. Należy zawsze pamiętać, że gdy zamykają się jedne drzwi do szczęścia, otwierają się inne. Wielki smutek ogarnął Janka, gd

Jak Cygan Bojko klapkiem rzucił

Obraz
Zaczęło się od tego, że Cygan Bojko klapkiem rzucił. I tak naprawdę wszystko rozeszłoby się po kościach, bo raczej miłym klapkiem rzucił - gumowym i błękitnym. Na nieszczęście jednak rzucił klapkiem w przemocowego mężczyznę i na dodatek honorowego Polaka, no to  i Polak i mężczyzna nie mieli innego wyjścia jak go na szable i pistolety wyzwać i szpicrutą po twarzy traktować, aż do pierwszej krwi. Ale nie, nie ma już mężczyzny, klapka, Polaka ni Cygana. W tym charytatywnym przedstawieniu każdy ma uniwersalną rolę: ofiary, oprawcy lub wybawcy. Bojko jest w tym dramacie ofiarą. Męczennikiem podstępnych, niewidzialnych oprawców: kapitalizmu, rządu, dziecięcych traum. Dla porządku nie wolno więc nazywać go oprawcą, gdyby nawet klapkiem poćwiartował i zabił.  Grube działaczki, jako praworządni wybawcy, tłumaczą więc, że klapek rzucił, bo wiadomy stres i nierówności i patriarchat. I Anglicy grabiący Szkocje. I z tego wszystkiego każdej ofierze nerwy by puściły. Należy więc Cygana jako ofiarę,

"Słońce" jako nowa religia

Obraz
Dobry pan dyrektor oznajmił, że z bólem opuszcza aparat organizacyjny "Słońca", aby objąć równie ważną służbę dyrektorską w Grinpisie. "Słońce" i jego członkowie pozostaną jednak na zawsze w złamanym sercu pana dyrektora. Zarząd intensywnie pracuje nad rekrutacją nowego, równie wspaniałego pana dyrektora, który będzie kontynuować jego dzieło zakończenia bezdomności, nierówności i zła w Zjednoczonym Królestwie. Uprasza się przy tym pracowników o wyrozumiałość i jeszcze większe zaangażowanie w Sprawę. W ramach hasła "Więcej za mniej". Każdy przecież rozumie, że kowid, inflacja, wysokie ceny gazu, i wypłaty w tym roku naturalnie podniesione być nie mogą. Będzie trzeba również zwolnić część pracowników, co oczywiście nie wpłynie na poziom wspierania podopiecznych, jeśli tylko ilość wspierania przekuje się w jego jakość. Każdy przecież wie, że jeden prawdziwie oddany pracownik może wyrobić normę większą niż dziesięciu pracowników nieoddanych. Jako główny oręż s

O co walczy batalion "Słońce"?

Obraz
Stuk-puk, stuk-puk. Pani dyrektor-dowódca batalionu "Słońce" wchodzi energicznie do biura, stukając po oficersku obcasikami. Pośpiech jej jest jak najbardziej uzasadniony, gdyż symbolizuje powagę walki toczonej przez batalion "Słońce". Walki z bezdomnością, nierównością, ubóstwem. Choć tak naprawdę chodzi tu o zapchanie poczucia wewnętrznej pustki i braku celu samej pani dyrektor a szerzej: bogatych obywateli Zachodu.  Pani dowódca sympatycznie wita się z podwładnymi - wojowniczkami. Pyta o ich ulubione ciastko, budując w ten sposób przyjazną atmosferę w drużynie (według najnowszych instrukcji budowania przyjaznej atmosfery w drużynie pt "Rozmowa o ciastku" - nabytych na szkoleniu na temat budowania przyjaznej drużyny). Jest to świat gombrowiczowskich Młodziaków, zamknięty w ramach dogmatów równości, bezpieczeństwa i bycia pozytywnym. Świat pustej formy i czarno-białej wizji świata, gdzie źli to bogaci, biali, mężczyźni, religijni, prawicowcy. Dobrzy to bi

Rozdają mieszkania Afgańczykom z mlekiem, bez cukru

Obraz
Godzina 9 rano. Kurtyna w górę. Przedstawienie czas zacząć. Drzwi Urzędu Pracy+ otwierają się i staje w nich wymalowana jak na uroczystą kolację urzędniczka w asyście brzuchatego ochroniarza z Indii czy Pakistanu. Trener Janek czuje lekki niepokój i wzruszenie. Dostąpił progu świątyni brytyjskiego państwa dobrobytu. To tu rzuca się ochłapy masom, co pozwala politykom utrzymywać władzę. Raz więcej, raz mniej - zależnie od czego próbuje się akurat odwrócić uwagę. Z twarzy pani kapłanki- urzędniczki bije sroga, biurokratyczna miłość. Wiadomo - kochać petenta trzeba, ale kochanie musi się zgadzać z instrukcjami, grafikiem i algorytmami rządu Jej Królewskiej Mości - serdecznie zapraszamy i udajemy, że szukamy im pracy, a oni udają, że pracy szukają. A kto nie dość udaje zostanie wyproszony z urzędu przez pana ochroniarza z Pakistanu. Panie urzędniczki spacerują po urzędzie jak modelki po wybiegu. Prezentują najnowsze fryzury i maseczki dopasowane stylistycznie do żakietów. Wieczorowym style

Dużo tam tego ścierwa, gdy pada

Obraz
Wytargał ciapatego za ucho i zaraz wielkie halo - sprawa w sądzie i zawiasy. A ciapaty się przecież cieszył. Wszystko przez klientów ze sklepu, którzy zadzwonili na policję. A to żart taki był. Poza tym najebał się i po pijaku głupie rzeczy się robi. Wziął sobie potem butelkę wina ze sklepu ciapatego i z tą butelką zwinęli go z ulicy. Jakby był jakimś wielkim przestępcą. Teraz przez ciapatego ma problem z uzyskaniem statusu osoby osiedlonej. I jeszcze go deportacją straszą. Ale trenerki ze Słońca powiedziały, że za nic go nie dadzą deportować. Jak będzie trzeba, to położą się pod kołami samochodu policji imigracyjnej.  Po pierwsze nie żaden Boguś, a Bogusław, a tak naprawdę Franz, bo tak się nazywał główny bohater "Psów", grany przez jego imiennika Bogusława Lindę. Franz przyszedł do siedziby Słońca, żeby trenerki kupiły mu robocze ubrania do pracy, której jeszcze nie ma. Ale jak tylko będzie miał ubrania do pracy, to znajdzie i pracę. Teraz nie będzie jednak rozmawiał o żadn

W krainie Zasiłków

Obraz
Ta cała zasiłkowa pomoc jest jak gra. Kto opanował jej zasady, może w Zjednoczonym Królestwie żyć wiecznie, nie imając się ni pracy ni większego wysiłku. Oczywiście nikt nie wymaga od oczekującego zasiłkowej pomocy rozumienia zasad tej gry. Od tego są już doradcy tacy jak trener Janek. Uczą się nocami w zasiłkowych równaniach, faulach, autach i wykresach, by każdy zgłaszający się do nich petent nie wyszedł od nich z pustymi kieszeniami.   A jest o co powalczyć: zasiłki Zjednoczonego Królestwa - w łącznej liczbie 28 - mienią się kształtami i kolorami: dla starych, dla młodych, dla matek, dla dzieci, dla chorych, uzależnionych, bezrobotnych. Równania zasiłkowe oczywiście nie są proste, pełno w nich labiryntów, ślepych uliczek i wyjątków. Zgłaszający się do urzędu po pomoc zwykły potrzebujący - choćby nie brakowało mu rozumu i chęci - sam z góry skazany jest na porażkę, nawet jeśli umierałby z głodu czy byłby śmiertelnie chory. W systemie, który obsługuje miliony, panuje zasada sprawiedli

Dorosłe Dzieci Państwa

Obraz
I znowu ta sama gadka o pasji i budowaniu dynamicznego zespołu. Partyjno-korporacyjna nowomowa NGOsów na modłę brytyjskich hipokrytów: cwaniaczków wypierających swe własne cwaniactwo, udających nie tyle przed innymi, co przed samymi sobą, że nie mają tego wszystko w dupie.  Zupełnie inaczej niż w Polsce, gdzie bycie cwaniaczkiem, jest swego rodzaju cechą pozytywną, dzięki której przetrwaliśmy zabory i PRL. Dlatego też Polacy tak dobrze poradzili sobie na emigracji w UK, gdzie państwo udaje, że ufa obywatelowi a obywatel państwu. Przy odrobinie wschodnioeuropejskiego cwaniactwa można się tu więc wygodnie urządzić. Polscy UK dezerterzy szybko nauczyli się jak zdobyć mieszkanie komunalne a potem wykupić je za 10 procent wartości. Przyczynili się tym samym do kryzysu mieszkaniowego w Wielkiej Brytanii, gdyż w pewnym momencie zabrakło mieszkań socjalnych, a sam program wykupu mieszkań wycofano.  A zapotrzebowanie na mieszkania komunalne było ogromne. Brytyjskie państwo opiekuńcze stworzyło

Wszystko jest na miejscu w wielkim boskim planie

Obraz
I tak kierownik Janek abdykował z kierowniczej roli i został mianowany trenerem rozwojowym. Jego nową misją jest uczyć ludzi jak żyć, podczas gdy misją nowej organizacji "Słońce" jest zlikwidowanie ubóstwa i bezdomności na świecie poprzez rozdawanie biednym z bogatego kraju pieniędzy i mieszkań. Czyli wszystko po staremu. Ta sama egalitarystyczna bańka, w której człowiek jest li tylko społecznym konstruktem. Na razie z powodu kowidu "Słońce" walczy z ubóstwem jedynie spotkaniami onlajn. Nie tyle żeby komuś realnie pomóc, co, żeby koleżanki-trenerki mogły się wygadać i zrzucić z siebie zbędne kilogramy nudy pracy z domu. Dlatego w zoomowych okienkach deklamują ze zdwojoną pasją inwokacje o członkach, bo tak w nowej organizacji nazywa się klienta-lumpa. Że łamane są ich człowiecze prawa, gdyż zabierane są im zasiłki i zmuszani są do pracy. Na dodatek po Brexicie brytyjski rząd chce prześladować polskich alkoholików i ich deportować. Ale szkockie trenerki ze "Słoń

Środa

Obraz
Dzień trzeci. Środa. Punkt kulimnacyjny tygodnia pracy, kiedy to wreszcie wypadałoby się wziąć do roboty. Zamiast tego kierownik Janek już czeka na sobotę. Ledwie wszedł do biura a już odlicza. Jeszcze tylko cztery godziny, aby wyjść z ośrodka i rozpocząć covidową pracę z domu, czyli mieć święty spokój.  Jego honorowym zadaniem jest zapewnienie im bogatego programu pomocowego, ćpunów i pijaków Zjednoczonego Królestwa w uduchowione druidy przerobić. Szlakiem dzielnego niedźwiedzia Wojtka wesprzeć aliantów w walce z heroinowymi siłami Saurona.  Szczęśliwie jest covid i walkę można toczyć mailowo. Jakże lżej jest pomagać im wirtualnie. Wirtualne lumpy idealnie pasują do wzniosłych planów i obliczeń excela i zasługują na pogrubioną wspominkę w matrixowym raporcie sukcesów ośrodka. Gorzej z lumpami realnymi. Stoją przed budynkiem jak przed piwiarnią, plują, rzygają, biją się i ściskają. Obywatele wnoszą skargi, bo śmierć i zaraza i rząd zakazał  grupowych spotkań.  Zakazy naszych podopieczn

Żeby w prezencie się nie bili

Obraz
Ubrano dwie choinki, porozwieszano świąteczne łańcuchy i portrety uśmiechniętego Mikołaja. Wszystko z nadzieją, że choinki i portrety Mikołaja wpłyną na podopiecznych kojąco i odwiodą ich od bójek na noże i mieszania narkotyków. Najważniejsze, żeby był spokój, żeby nikt się w święta zbytnio nie kaleczył i nie umierał. W przeciągu ostatniego roku do podopiecznych wzywano karetkę lub policję czterysta dwadzieścia razy, czyli średnio 1.15 raza każdego dnia. W efekcie połowa pracowników przebywała dwa miesiące w roku na zwolnieniu chorobowym z powodu depresji i stanów lękowych, a szczyt zwolnień przypadał akurat na okres świąt. Ich miejsce zajmowali pracownicy z agencji - przeważnie emigranci z Afryki i Bangladeszu, dla których to, co się wyprawiało w ośrodku było i obojętne i niezrozumiałe. Za wielki sukces ośrodka uznano fakt, iż w ostatnim roku odnotowano tu tylko cztery zgony z powodu przedawkowania. Za przyczynę owego wielkiego sukcesu uznano szeroko pojętą profilaktykę redukcji szkód

Nie należy mieszać narkotyków z alkoholem

Obraz
Trochę mała panika zrobiła się dziś w ośrodku z tymi narkotykami. Podopieczni leżą jak zabici na blatach stołów i dochodzą do siebie. Dzielni pracownicy mają na nich oko, gdyby trzeba było potrzebującym podać wodę lub wezwać im karetkę. Nie wiadomo, co dokładnie wzięli, ale chyba coś mocnego. Z samego rana do ośrodka wparowała brygada antynarkotykowa i zaczęła przeszukiwać pokoje. Nic większego nie znaleźli, wzieli tylko próbki do testów, przy okazji wezwali karetkę do trzech podopiecznych, bo wydawało się, że odpływają do krainy wiecznego haja. Gdy przyjechała karetka, wszyscy cudownie ozdrowieli i odmówili pomocy. Najcięższy przypadek udało się wwieźć na noszach do karetki, kilka minut później wrócił jednak o własnych siłach do ośrodka, domagając się fasolki z boczkiem na śniadanie. Potem podczas popołudniowego obchodu Andi trochę spanikował i wezwał karetkę, bo wydało mu się, że gruba Berta nie oddycha. Dyspozytor zalecił mu przez telefon, żeby ją reanimował metodą usta-usta, w ten

Z dala od turystów i porządnych obywateli

Obraz
Wielcy bracia i siostry organizacji przeanalizowali statystyki zwolnień chorobowych swych młodszych braci obsługujących ośrodki pomocowe  i zorientowali się, że problem jest dość poważny. Nie tyle chodziło tu o dobrostan samych młodszych braci, ale o fakt, że kontynuowanie tego stanu rzeczy groziłoby bankructwem organizacji. Statystyki dawały wyższej kadrze kierowniczej do myślenia: 70 procent pracowników borykało się z problemami zdrowia psychicznego i 90 procent z nich wspomagało się lekami antydepresyjnymi. Co najistotniejsze: 30 procent pracowników przebywało z kolei na długotrwałych - płatnych - zwolnieniach chorobowych z powodu stresu i problemów psychicznych.  Początkowo za przyczynę tego stanu rzeczy uznano fakt, że sektor ten tajemniczo przyciągał pracowników z już  istniejącymi problemami zdrowia psychicznego. Wiedzą tajemną działu kadr był fakt, że 40 procent pracowników doświadczyło uprzednio różnych form traumy w okresie dzieciństwa - przemocy domowej czy wykorzystywania s

To wszystko nieprawda

Obraz
To wszystko nieprawda i to nie była ona. Policja jak zwykle kłamie. Oskarżyli ją, że razem z Carlą i Padem pobiła i okradła faceta na wózku inwalidzkim. Ona czuje, że już na nią wyrok wydano w ośrodku i na pewno nie jest to wspierające. Jak ona w takich warunkach ma ruszyć z miejsca? Z tego stresu kupiła znowu heroinę i jak coś jej się stanie, będzie to wina pracowników. A tak dobrze jej szło, bo od sześciu miesięcy była już tylko na metadonie. Dwa dni spała pod ośrodkiem po tym jak wypuścili ją z aresztu, aż musiał interweniować jej prawnik, żeby ją przyjęli z powrotem. To się kwalifikuje do gazet, jak w tym kraju traktuje się bezdomnych. Będzie się starała o odszkodowanie od policji i ośrodka. Co prawda czuje się trochę nieswojo, bo tydzien temu zmarł jej ojciec. Niby na zawał, ale ona wie, że to po kokainie. Całe życie wciągał, aż w końcu serce mu nie wytrzymało. Miał już prawie pięćdziesiąt lat. Nie widziała skurwysyna dziesięć lat, więc nic do niego nie czuje. Zostawił ich samych

Musimy się upewnić, że pacjent jest bezpieczny i jest mu wygodnie

Obraz
Pani na szkoleniu tłumaczy, że się wznosimy na wyższy poziom człowieczeństwa. Poziom, gdzie nie ma zgody na wykluczanie i wytykanie innych palcami. Wyższy poziom partnerstwa i higieny. Naloxonu i uśmiechniętych igieł. Pani mówi, że jesteśmy strzykawowymi bohaterami. Że trzeba edukować i budować relację, że to cywilzacyjna choroba duszy, Gabor Mate, Carl Rogers, Micheal Foucault. Że należy heroinistów przysposabiać w bezpiecznym robieniu zastrzyków, bo większość z nich, mimo że wykonuje to codziennie, nie ma o tym pojęcia. To pierwszy krok ku piękniejszej i oszczędnej przyszłości, bo przecież nie dość, że to słuszniejsze, to i tańsze niż leczenie zakażeń wirusami krwiopochodnymi. Jeszcze nadejdzie taki dzień, że w każdym mieście otworzą ośrodki, gdzie w przyjaznej i bezpiecznej atmosferze pacjenci będą mogli zażywać heroinę. Problemem jest wciaż stygmatyzacja i brak sterylności i to, że źle się nakłuwają i niszczą sobie żyły. Do tego używają tych samych strzykawek i przenoszą żółtaczkę