Środa
Szczęśliwie jest covid i walkę można toczyć mailowo. Jakże lżej jest pomagać im wirtualnie. Wirtualne lumpy idealnie pasują do wzniosłych planów i obliczeń excela i zasługują na pogrubioną wspominkę w matrixowym raporcie sukcesów ośrodka. Gorzej z lumpami realnymi. Stoją przed budynkiem jak przed piwiarnią, plują, rzygają, biją się i ściskają. Obywatele wnoszą skargi, bo śmierć i zaraza i rząd zakazał grupowych spotkań.
Zakazy naszych podopiecznych jednak nie dotyczą. Można wezwać policję, wręczyć im mandat, którego i tak nie zapłacą. Można zamknąć ich w więzieniach, lecz w więzieniach z powodu drobnych przestępstw też ich nie chcą, gdyż za dużo to kosztuje. Lepiej jest więc ich zostawić tu, pod ośrodkiem, i udawać, tak długo jak się da, że ich w ogóle nie ma. W końcu po czterech godzinach i dziewięciu obywatelskich donosach przyjeżdża policja z nadzieją, że podniecona ciżba rozpłynęła się w miejskich rynsztokach i nie trzeba się z nimi absurdalnie szarpać. Jest również szansa, że w międzyczasie największych krzykaczy zabierze karetka, gdy upiją się jak bomba, zagryzając benzodiazepinami.
Tymczasem kierownik Janek dostaje promieniującego maila, że na pomoc podopiecznym przyjdzie szkocki rząd i rzuci im hojnie funtem na czas lokdaunu. Kupimy im za to do pokojów laptopy, które przymocujemy tęczowymi łańcuchami do ich łóżek, na wypadek, gdyby któremuś przyszło do głowy wymienić laptopy na heroinę i krak. Żeby mogli ćpać i bić się sterylnie, bezpiecznie i nowocześnie - online.
Komentarze
Prześlij komentarz