"Słońce" jako nowa religia


Dobry pan dyrektor oznajmił, że z bólem opuszcza aparat organizacyjny "Słońca", aby objąć równie ważną służbę dyrektorską w Grinpisie. "Słońce" i jego członkowie pozostaną jednak na zawsze w złamanym sercu pana dyrektora. Zarząd intensywnie pracuje nad rekrutacją nowego, równie wspaniałego pana dyrektora, który będzie kontynuować jego dzieło zakończenia bezdomności, nierówności i zła w Zjednoczonym Królestwie. Uprasza się przy tym pracowników o wyrozumiałość i jeszcze większe zaangażowanie w Sprawę. W ramach hasła "Więcej za mniej". Każdy przecież rozumie, że kowid, inflacja, wysokie ceny gazu, i wypłaty w tym roku naturalnie podniesione być nie mogą. Będzie trzeba również zwolnić część pracowników, co oczywiście nie wpłynie na poziom wspierania podopiecznych, jeśli tylko ilość wspierania przekuje się w jego jakość. Każdy przecież wie, że jeden prawdziwie oddany pracownik może wyrobić normę większą niż dziesięciu pracowników nieoddanych. Jako główny oręż służący podniesieniu pracowniczej normy służyć będą dodatkowe szkolenia i warsztaty z gwiazd wyników i planów rozwojowych. Podopiecznemu z dziesięciostronicowym planem i gwiazdą wyników będzie o wiele łatwiej opuścić życiowy mordor i udać się do radosnej krainy elfów. 

Wiadomo - nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Dlatego dobry pan dyrektor na pożegnanie postanowił objechać wszystkie oddziały "Słońca", by wysłuchać pracowniczych trosk i zmotywować drużynę do jeszcze intensywniejszej pracy. Ma się rozumieć, na czas spotkania z panem dyrektorem pracownikom nakazano porzucenie wspierania podopiecznych i zamówiono im nawet na koszt firmy pizzę z napojami. Koniec końców wyjdzie to przecież podopiecznym na zdrowie, gdyż najedzony pizzą i zmotywowany przez przemowę pożegnalną dobrego pana dyrektora pracownik będzie wspierał podopiecznego jeszcze głębiej i efektywniej. Właśnie tak. "Więcej za mniej". I jak już pod wpływem hiper efektywnych planów i gwiazd pomocowych zniknie na świecie ubóstwo i bezdomność, wszyscy razem - lwy i gazele, bogaci i biedni, bezdomni i naddomni - przeniesiemy się do pałaców i przesiądziemy na elektryczne traktory.

Po skończonej przemowie i oklaskach wzruszonych pracowników wymęczony, acz szczęśliwy dobry pan dyrektor wsiadł do swojego SUV-a i udał się w drogę powrotną do domu. Pędził przez pola i wrzosowiska i był z siebie naprawdę dumny. Nie, nie był wcale specjalnie dumny ze spotkań, planów i przemów. Od dawna już wiedział, że przemowy o zakańczaniu ubóstwa i bezdomności miały mało wspólnego z rzeczywistością. Chodziło w nich jednak o coś ważniejszego: o podtrzymywanie wiary jego kraju, a szerzej - zachodniego świata, że jest to najlepszy ze światów, gdzie nawet słabi i odrzuceni mogą liczyć na pomoc i przegarnięcie przez współobywateli. Dobry pan dyrektor czuł ciążącą na nim odpowiedzialność. Wiedział, że NGO-sy, ich filantropia i humanitaryzm stały się nowymi religiami świeckiego Zachodu, a on sam pełnił w nich rolę apostoła nowej wiary. NGO-sy były równie ważnym elementem całego systemu, co wolny rynek, zasiłki, superfoods i mindfulness. Elementem, który w zastępstwie starych religii, spajał, wychowywał i leczył spolaryzowane plemiona Zachodu. Elementem, który z pobożną pasją nawracał na nową wiarę nie tyle Biblią, co planami rozwojowymi i gwiazdami wyników. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

David Hume przygląda się chłopcu i dziewczynie

Pułkownik Piotrek chce zostać opiekunem piłkarza Janusza

Zebranie w Tiuturlistanie