Centrum dowodzenia światem

 


Wchodząc do biura „Słońca”, miało się uczucie wstępowania do tajnego centrum dowodzenia planetą. Koledzy i koleżanki trenera Janka siedzieli w skupieniu przed ekranami komputerów, jakby przystępowali właśnie do najważniejszego w swym życiu egzaminu. Wnioskując z ich min, rzec by można, że czytali sekretne instrukcje ratowania lub zagłady świata.

Atmosfera wzniosłości udzieliła się trenerowi Jankowi. Dziarsko wypiął pierś i z uduchowionym wyrazem twarzy pomaszerował na swe stanowisko, otwierając pracowniczego Outlooka. Pierwszy jankowy mail dotyczył jakże ważnego przypomnienia o zmianie hasła na internetowym koncie. Drugi był od samej pani dyrektor: zapraszała pracowników w piątki o 16-tej na przyjazne rozmowy online o ich marzeniach i troskach. Potem pojawił się firmowy newsletter oraz maile z HR-u i marketingu. Aż w końcu - zaproszenie na kolejne z rzędu szkolenie BHP.

By sprawiać wrażenie wykonywania przełomowej dla losów świata pracy, należało być w biurze poważnym i zajętym oraz od czasu do czasu czymś się zachwycać: najczęściej nowym pomysłem pani dyrektor lub mailem z marketingu o wyjątkowych dokonaniach firmy. Organizacja nie zapominała przy tym o potrzebie relaksu i nieoficjalnie zachęcała pracowników do drużynowych wyjść do pubu, kiedy to koleżanki i koledzy się upijali, krzyczeli i bełkotali.

Najbardziej ekscytujące dla całej „Słonecznej” drużyny były jednak szkolenia dotyczące świętych paradygmatów firmy: bezpieczeństwa, równości i bycia pozytywnym. Nic więc dziwnego, że zaraz po wiadomości o szkoleniu BHP, pojawił się afirmujący mail od samej pani dyrektor. Trener Janek na wieść o treningu BHP uśmiechnął się ze wzruszeniem do koleżanek z biura, które podobnie jak on, w religijnym uniesieniu, cieszyły się z możliwości uczestnictwa w firmowym nabożeństwie na temat bezpieczeństwa.  Tak, szkolenie BHP stanowiło w tym momencie brakujący element niezbędny do zbawienia ludzkości.

Na wirtualnym szkoleniu BHP, rzecz jasna, padło wiele mądrych i wzruszających słów. Obok dyskusji o maseczkach i wyjściach przeciwpożarowych, jeden z kolegów wyraził głębszą myśl, iż lepiej zgłosić kierownictwu swe uwagi dotyczące bezpieczeństwa czterdzieści pięć razy, niż gdyby dojść miało choćby do jednego wypadku. Wszyscy się na to poruszyli i wysłali koledze wirtualną łapkę lub serduszko. Wypadków bowiem w „Słońcu” w ostatnim miesiącu nie brakowało. Jeden z klientów chciał kupić maczetę, inny przyszedł pijany i brzydko się wyrażał do trenerki. Na szczęście w ramach polityki bezpieczeństwa pozytywnie i równościowo wykluczono ich z organizacji „Słońce”. Przedyskutowano również problem notorycznie zatykającej się toalety w biurze. Dobra pani dyrektor doradziła wówczas, by przy korzystaniu z toalety nie zużywać zbyt wiele papieru toaletowego. Kryła się w tym podwójna mądrość: nie dość, że było to w myśl paradygmatu bezpieczeństwa, to również wpisywało się w ekologiczną politykę „Słońca” o przeciwdziałaniu globalnemu ociepleniu. Wzruszyło to Janka i wysłał dobrej pani dyrektor wirtualne serduszko.

Czy Janek się tym wszystkim jeszcze dziwił? Ależ nie. Janek rozumiał, że człowiek był istotą ograniczoną i miał na ogół skłonność do uważania porządku, w którym żyje, za uniwersalny. Czynności jakie wykonywał w swojej firmie czy biurze, uważał przy tym za niezwykle ważne i stanowiące o harmonijnym funkcjonowaniu świata. I nie liczyło się czy jego poglądy, wartości, praca miały jakiekolwiek sens. W ludzkiej naturze leżało nadawanie sensu rzeczywistości i upajanie się tym uczuciem bycia ważnym i potrzebnym, nachalnie nawracając przy tym na własne sensy innych.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

David Hume przygląda się chłopcu i dziewczynie

Pułkownik Piotrek chce zostać opiekunem piłkarza Janusza

Zebranie w Tiuturlistanie