Paradygmat z maczetą

 


Znałem kiedyś księdza, który nie wierzył w Boga. Pozostawał jednak księdzem, bo nie miał innego pomysłu na życie. Zawsze chciał być aktorem, spełniał się więc traktując swą posługę kapłańską jako teatralny spektakl. Czasami urozmaicał swe duszpasterstwo, dorzucając do kazań cytaty z Schopenhauera i Nietzschego, oraz zapraszając do udziału w spektaklu postaci drugoplanowe – nie mających nie wspólnego z kościołem, podobnie jak on, zagubionych przyjaciół, którzy, niczym w sztuce Witkacego, asystowali mu szatańsko do mszy: jak przebrane w rytualne szaty biesy, pobrzękujące pusto dzwoneczkami. Obok teatru wielką pasją księdza było podkochiwanie się w ministrantach, dla których organizował grille przy akompaniamencie muzyki Wagnera. Ksiądz w końcu wpadł i został przeniesiony na inną parafię.

Rzeczonego księdza przypominał właśnie nasz trener Janek. Był w „Słońcu” niczym ten niewierzący kapłan, jak aktor odgrywający rolę w pozbawionym dla siebie samego treści przedstawieniu. Czasami miał wielką ochotę rozbudować swą trenerską rolę i do wyuczonych formułek i gestów dodać odrobinę teatru groteski: wchodzić do biura w balowym stroju z czasów Ludwika XIV, przemawiać do innych postaci spektaklu operowym śpiewem, fikając przy tym cyrkowe salta i koziołki. Naprawdę trudno jest robić coś, gdy się w to nie wierzy. Pozostaje wówczas ową niewiarę zagłuszyć nadgorliwością religijnych rytuałów, by przekonać siebie i innych, że dla boga, którego nie ma, warto poświęcić życie. By odsunąć od siebie podejrzenie o niewiarę, trzeba oskarżyć o odstępstwa innych.

Rytuały sekty „Słońca” opierały się na trzech podstawowych paradygmatach: równości, bezpieczeństwa i bycia pozytywnym. Paradygmat równości zakładał, że wszyscy rodziliśmy się z takimi samymi możliwościami i przy pomocy intensywnej edukacji i inżynierii społecznej każdy mógł zostać każdym. Bieda i niepełnosprawności były w tym paradygmacie konsekwencją społecznych nierówności. Grupy dotychczas wykluczone i dyskryminowane wartościowano zawsze pozytywnie oraz zyskiwały one przywileje specjalne, które przyznawano im automatycznie z tytułu samej przynależności do danej grupy. Paradygmat bezpieczeństwa zakładał, że przed niebezpieczeństwami, agresją i wypadkami losowymi może ochronić nas wprowadzenie restrykcyjnych przepisów BHP. Argumentowano przy tym, że być może bezustanny nacisk na przepisy bezpieczeństwa sprowadzi wyznawców sekty „Słońca” do poziomu niezdolnych do samodzielności niemowlaków, niemniej pozwoli im żyć dłużej i godniej. Wreszcie paradygmat bycia pozytywnym zakładał wyparcie się wszelkich negatywnym emocji czy wyrażania negatywnych opinii, co miało prowadzić do zniknięcia tych emocji raz na zawsze. Należało przy tym być zawsze afirmatywnym i uśmiechniętym, a zło nie tyle złem zwalczać, co planami zarządzania ryzykiem i przepisami bezpieczeństwa.

Raz w tygodniu trenerowi Jankowi przypadał w udziale jeden z najważniejszych rytuałów sekty „Słońca”: dyżur porad. Rytuał ten polegał na tym, że do organizacji w ciągu dnia dzwonili lub przychodzili zwracający się o pomoc interesanci a dyżurny-kapłan udzielał im drogocennych porad. W ramach podstawowych paradygmatów organizacji porada musiała być zawsze pozytywna, musiała mieścić się w ramach przepisów bezpieczeństwa i być równościowa, czyli skupiać się na osobach z grup dotychczas wykluczanych. Dyżurny- kapłan stawał się centralną postacią codziennej mszy, przydzielano mu osobny, przestronny pokój, zapewniając godny opierunek, płyn antybakteryjny i maseczkę.

Od początku Jankowi się zdało, że w przypadku owego interesanta trudno będzie zmieścić poradę w trójcy świętych paradygmatów. Wszedł, owszem, pozytywnie i bezpiecznie. Ukłonił się, usiadł, kawę z mlekiem i dwoma łyżeczkami grzecznie zamówił. Problemy zaczęły się, gdy poprosił o poradę nie tyle  na temat rozpoczęcia edukacyjnego kursu czy znalezienia mieszkania, co  w kwestii zakupu maczety. Żeby tego było mało - maczety do samoobrony przed śledzącymi go czarnoskórymi w kapturach. Trener Janek zadumał się problemem zmieszczenia porady w obrębie znanych mu paradygmatów. Interesant już na wstępie podważał bowiem zasadę równości i bezpieczeństwa. Po pierwsze, sam będąc białym, oskarżał o domniemane prześladowania czarnych, czyli dotychczas prześladowanych. Po drugie zakup maczety nie mieścił się w przepisach bezpieczeństwa, gdyż poruszanie się po ulicach z maczetą raczej zwiększało ryzyko wyrządzenia sobie i innym uszczerbku na zdrowiu. Trener Janek musiał pozostać jednak w tym wszystkim pozytywny, toteż z dobrotliwym uśmiechem doradził interesantowi zgłoszenie całej sprawy do służb porządkowych i przypomniał mu, że nie wolno się bić maczetami i wszelkie spory należy rozwiązywać przyjazną rozmową. Interesant odrzekł jednak, że do służb porządkowych już się udał, gdzie jego sprawę zignorowano. Janek doradził więc interesantowi, by udał się do służb medycznych, które to zapewnią mu bezpieczeństwo, przypisując stosowne leki. Interesant odrzekł na to, że był już nawet u służb medycznych, które wypisały mu leki i umieściły go nawet na kilka dni w szpitalu psychiatrycznym, wypisując jednak szybko ze względu na zbyt wysokie publiczne koszty szpitalnej opieki. Interesant upierał się więc, by Janek pomógł mu zakupić w Internecie odpowiednią maczetę. Do samoobrony. Przed czarnymi. W kapturach. 

Cóż było robić, by nie tracić pozytywnego ducha, Janek zaczął szukać w Internecie maczety. Ceny maczet wahały się od kilkudziesięciu funtów do nawet tysiąca, zależnie od tego, czy prześladowcy chciało się od razu uciąć głowę czy też go tylko dobrze nastraszyć. Interesantowi podobały się, rzecz jasna, maczety z wyższej półki cenowej, do obcinania głowy - z ozdobami i wygodną rękojeścią. Ze skromnym budżetem – 300 funtów miesięcznie z zasiłków – nie było jednak interesanta stać na maczetę z prawdziwego zdarzenia - do obcinania głów. Janek doradził wówczas interesantowi, że może zaaplikować o pożyczkę lub nawet założyć konto oszczędnościowe, na które mógłby regularnie odkładać z zasiłków na zakup wymarzonej maczety. Interesant podekscytował się na myśl o pożyczce i odkładaniu na maczetę do cięcia głów. Umówił się więc z Jankiem na następny tydzień w celu zaaplikowania o maczetową pożyczkę. Interesant wyszedł przepełniony pozytywną energią a Janek sporządził stosowny pozytywny raport, skupiając się przy tym na poradzie o założeniu konta oszczędnościowego, naturalnie pomijając przy tym drobną kwestię maczety.

Na następny dzień ku swemu zaskoczeniu trener Janek został poproszony przez najwyższe kapłanki – dyrektorki „Słońca” o rozmowę na osobności. Okazało się, że interesant wrócił do biura po wyjściu Janka z budynku i naopowiadał przerażonym trenerkom o tym jak Janek pomagał mu będzie w zaaplikowaniu o pożyczkę na zakup śmiertelnej maczety. Cóż, Jankowi groziło przeniesienie na inną parafię. Na szczęście w obrębie paradygmatu równości i bycia pozytywnym nie mogło być mowy w przypadku trenera Janka o rozmowie dyscyplinarnej – wszak wszyscy w „Słońcu” byli równi i zawsze pozytywni – tak dyrektorki, jak i zwykli trenerzy. Dyrektorki zaczęły więc Janka edukować z zasad bezpieczeństwa, że na temat maczet nie udziela się w „Słońcu” porad, gdyż maczeta z natury ani bezpieczna, ani pozytywna nie jest, tym bardziej maczeta wymierzona w osoby czarnoskóre. Trener Janek bronił się, że od samego początku poradzie jego przyświecał paradygmat równościowy i pozytywny: interesant koniec końców założyłby sobie oszczędnościowe konto, przez co stałby się bardziej równy i w rezultacie pozbawiony chęci zabijania maczetą. Dodatkowo sam Janek realizował przecież paradygmat bycia pozytywnym i nie skupiał się w ogóle na kwestii maczety, tak jakby jej w ogóle nie było. Mimo że tłumaczenia te dyrektorkom nie za bardzo przypadły do gusty, nic nie dały po sobie poznać, gdyż cały czas musiały przecież pozostać pozytywne i równe. Wyedukowały więc Janka jak równy z równym z paradygmatu bezpieczeństwa i wytłumaczyły naszemu trenerowi niebezpieczeństwa edukowania interesantów z pożyczek na maczety. Samego zaś interesanta wpisały na listę osób nieproszonych w biurze „Słońca” i, w ramach przestrzegania zasad bezpieczeństwa, nakazały zgłaszanie sprawy służbom porządkowym, gdyby tylko interesant jeszcze raz pojawił się w biurze. Podkreśliły przy tym pozytywny aspekt wykluczenia interesanta: w rękach policji i psychiatrów interesant będzie bezpieczniejszy, równiejszy i szczęśliwszy.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

David Hume przygląda się chłopcu i dziewczynie

Pułkownik Piotrek chce zostać opiekunem piłkarza Janusza

Zebranie w Tiuturlistanie