Wszystko jest na miejscu w wielkim boskim planie


I tak kierownik Janek abdykował z kierowniczej roli i został mianowany trenerem rozwojowym. Jego nową misją jest uczyć ludzi jak żyć, podczas gdy misją nowej organizacji "Słońce" jest zlikwidowanie ubóstwa i bezdomności na świecie poprzez rozdawanie biednym z bogatego kraju pieniędzy i mieszkań. Czyli wszystko po staremu. Ta sama egalitarystyczna bańka, w której człowiek jest li tylko społecznym konstruktem. Na razie z powodu kowidu "Słońce" walczy z ubóstwem jedynie spotkaniami onlajn. Nie tyle żeby komuś realnie pomóc, co, żeby koleżanki-trenerki mogły się wygadać i zrzucić z siebie zbędne kilogramy nudy pracy z domu. Dlatego w zoomowych okienkach deklamują ze zdwojoną pasją inwokacje o członkach, bo tak w nowej organizacji nazywa się klienta-lumpa. Że łamane są ich człowiecze prawa, gdyż zabierane są im zasiłki i zmuszani są do pracy. Na dodatek po Brexicie brytyjski rząd chce prześladować polskich alkoholików i ich deportować. Ale szkockie trenerki ze "Słońca" na to nie pozwolą.

Kapłanki państwa infantylizującego. Kochają polskich alkoholików. Miłością matczyno-siostrzaną. Polski alkoholik jest dla nich szlachetnym, wykastrowanym dzikusem, z natury niewinnym, dyskryminowanym przez bezduszny system. A przecież świat mógłby być tak piękny, gdyby tym wszystkim szlachetnym pijakom rozdać za darmo mieszkania i zasiłki. I trenerki, które mogłyby ich trenować z angielskich słówek i zawodowych umiejętności do pracy na ekologicznych farmach. Nie musieliby już wtedy upijać się do nieprzytomności i spać na cmentarzach. Zaczęliby dbać o lokalną społeczność oraz o planetę. 

I cóż z tego, iż polscy członkowie-alkoholicy w Szkocji to w większości alimenciarze i kanciarze a niejeden z nich tłukł latami swe polskie żony i dziatki. Co dobre, emigracja uratowała ich przed więzieniem, smutek jest taki, że marskość wątroby muszą im leczyć lekarze-ciapaci. I próbują tą hańbę tłumaczyć swym szkockim trenerkom. Śmiechu jest przy tym co niemiara, bo trenerki po polsku ani be i wszyscy się na migi próbują porozumieć. Trenerki łapią z polskiego tylko "kurwa, kurwa", którego sympatycznie nadużywają, gdy widzą jak bardzo podoba się to ich podopiecznym. Czyli jedno wielkie Lost in Translation na każdym z możliwych poziomów. 

Oczywiście nie jest zawsze różowo. Szkockie trenerki mają często kłopot z polskimi członkami. Gdy taki jeden z drugim wyda podarowane mu pieniądze nie na nowy telefon, a na piwo z kolegami. Karcą ich wtedy. "You no kurwa, kurwa, but bad, bad, bad", złoszczą się bardzo, żalą się na zoomach, ale szybko im wybaczają i układają nowe plany pomocowe. I świat jest znowu lepszy i wszystko jest na miejscu w wielkim boskim planie: jing-yang, polscy pijacy i ich szkockie trenerki.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

David Hume przygląda się chłopcu i dziewczynie

Pułkownik Piotrek chce zostać opiekunem piłkarza Janusza

Zebranie w Tiuturlistanie