Żeby w prezencie się nie bili


Ubrano dwie choinki, porozwieszano świąteczne łańcuchy i portrety uśmiechniętego Mikołaja. Wszystko z nadzieją, że choinki i portrety Mikołaja wpłyną na podopiecznych kojąco i odwiodą ich od bójek na noże i mieszania narkotyków. Najważniejsze, żeby był spokój, żeby nikt się w święta zbytnio nie kaleczył i nie umierał. W przeciągu ostatniego roku do podopiecznych wzywano karetkę lub policję czterysta dwadzieścia razy, czyli średnio 1.15 raza każdego dnia. W efekcie połowa pracowników przebywała dwa miesiące w roku na zwolnieniu chorobowym z powodu depresji i stanów lękowych, a szczyt zwolnień przypadał akurat na okres świąt. Ich miejsce zajmowali pracownicy z agencji - przeważnie emigranci z Afryki i Bangladeszu, dla których to, co się wyprawiało w ośrodku było i obojętne i niezrozumiałe. Za wielki sukces ośrodka uznano fakt, iż w ostatnim roku odnotowano tu tylko cztery zgony z powodu przedawkowania. Za przyczynę owego wielkiego sukcesu uznano szeroko pojętą profilaktykę redukcji szkód narkotykowych - zwłaszcza program dystrybucji naloxonu wśród samych podopiecznych. Tym samym podopieczni bohatersko ratowali się sami przed samymi sobą, gdy zdarzyło im się przeheroinować.  Sukcesy ośrodka nie szły niestety w parze z opublikowanymi na dniach statystykami zgonów z powodu przedawkowania w Szkocji. Mimo wzniosłych programów redukcji szkód, darmowych igieł i naloxonu, w Szkocji z roku na rok statystyki przedawkowań były coraz wyższe (trzy razy wyższe niż w zdradzieckiej Anglii) i nikt nie miał odwagi przyznać, że rządowy plan profilaktyki zawiódł. Pozbawiona jakiejkolwiek odpowiedzialności społeczność szkockich heroinistów - tych wiecznie roszczeniowych przerośniętych piskląt - starzała się a ich wycieńczone latami ćpania organizmy, w pewnym momencie nie wytrzymywały kolejnego strzału. Zamiast tego po raz setny powtórzono w mediach slogany o tym, jakże wiele wspaniałych istnień odeszło w zaświaty z powodu heroiny i społecznych nierówności i aby zapobiec temu w przyszłości należy im rozdać jeszcze więcej współczucia, igieł, naloxonu, zup i zasiłków.  Oby więc wyjść naprzeciw ambicjom rządu szkockich nacjonalistów, oprócz łańcuchów, porozwieszano  w ośrodku informacje o godzinach otwarcia aptek na czas świąt, oby przypadkiem podopiecznym nie zabrakło na ten magiczny czas strzykawek, metadonu i leków psychotropowych. Do ośrodka zaczęły również napływać dary pieniężne od dobrych obywateli, by na czas świąt wspomóc bezdomnych godną strawą i odzieniem. Obywatele nie wiedzieli, iż ich dary zostaną przeznaczone nie tyle na strawę i odzienie, bo tego nasi bezdomni mieli pod dostatkiem, co na taksówki dla podopiecznych. Taksówki na wizyty lekarskie, gdyż podopieczni odmawiali chodzenia na wizyty piechota, a sami na taksówki nie mieli, bo całe zasiłki wydawali na narkotyki. Odmowa taka oznaczała z kolei problem dla pracowników, na których spadała wówczas cała odpowiedzialność za podopiecznego - za smród z jego gnijących po nakłuciach ran, za nawroty psychozy, ataki na przechodniów czy przedawkowania. Podopieczni transportowani byli więc do przychodni jak VIPy najdroższymi taksówkami, gdzie ich dezynfekowano i wypisywano im leki pacyfikujące. Żeby wszystkim było miło i wygodnie. Żeby szkocka patologia w bożonarodzeniowym prezencie dla pracowników z Afryki i Bangladeszu się nie biła i im nie przedawkowywała na wigilijnej zmianie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

David Hume przygląda się chłopcu i dziewczynie

Pułkownik Piotrek chce zostać opiekunem piłkarza Janusza

Zebranie w Tiuturlistanie