Strzykawką w sam środek lata
Och, jaki piękny środek lata. Nad morzem i z górą w tle. W centrum wiekowego brytyjskiego miasta. Powychodzili na światło z jego ciemnych lejów i lepkich zapadlin i zebrali się wokół przytułka z zegarem. Rozłożyli się na chodniku jak na plaży. Jak dzikie, bezpańskie psy. I gwarno szczekają. Ryczą, plują, rzygają. Na chybił trafił kopulują i sikają po zakamarkach wpisanych na listę Unesco kamienic. Wstydliwe odpady brytyjskiego imperium. Dzieci nędzy i przemocy oraz nieczystych sił taczeryzmu. Przy życiu utrzymuje ich metadon i filantropia naloxonu oraz darów fudbankowych. Niech żyją Dżizus, Marks i Królowa. Odpowiedzialność za nich zrzućmy jednak na emigrantów - pracowników z Afryki. Polaków, Czechów, Hiszpanów. Niech wreszcie spłacą dług za wojny burskie i Jałtę. I hojnie rozdadzą naszym wykluczonym darmowe strzykawki. Darmowe mieszkania. Igły. Ubrania. Meble. Grupy wsparcia. Tablety. Smartfony. Programy wyjścia z narkomanii, emocjonalnego kalectwa i zdziczenia. Społeczna inżynieria kuponów bezwarunkowego przytulania. Przypłacona pomieszaniem zmysłów opiekunów za najniższą krajową.
Zadania na dziś? Z wdzieczności postanowiła nie przerywać ciąży i zabić płód heroiną. Naturalnie. Strzykawką w sam brzuch. Ale cudownie płód przetrwał. Dzięki Diabłu. Błogosławiona między rozpadlinami. W roku szczura. Będzie miły, sympatyczny i sprawdzi się na stanowiskach w międzynarodowych korporacjach. I za dwadzieścia lat - jak niegdyś mama i tata - zamelduje się z tobołkami pod przytułkiem "Uciecha".
Komentarze
Prześlij komentarz